Z myślą rozszerzenia swoich horyzontów oraz zwiększenia szansy otrzymania pracy w Szwajcarii zaczęłam interesować się pracą na wyspach...
Buszowałam przez kilka dni w Internecie. Zapoznawałam się z przeróżnymi opiniami na temat pracy w UK. Niektóre, a właściwie chyba większość, bardziej odstraszały niż zachęcały do podjęcia tam pracy w charakterze live-in carer. Choć mój angielski nie był tak dobry jak niemiecki, postanowiłam spróbować własnych sił i przekonać się jakie warunki pracy i płacy oferuje pracodawca. Wybrałam dwie firmy i wysłałam CV. Jedna z firm odpowiedziała na drugi dzień, prosząc o więcej dokumentów i proponując rozmowę telefoniczną, a kolejną na Skype. Po krótkiej rozmowie telefonicznej uzgodniłam z przedstawicielką firmy datę rozmowy na Skype. Za kilka dni połączyłyśmy się i pani z kadr przemaglowała mnie dokładnie. Zadawała mnóstwo pytań z przygotowanego formularza. Na zakończenie wysłuchała moich pytań i udzieliła odpowiedzi, które ja skrzętnie notowałam. Uzgodniłyśmy, że prześle mailem informacje dotyczące kilkudniowego szkolenia i potwierdzenie propozycji płacy.
Na szkolenie, które miało trwać 5 -6 dni zarezerwowałam sobie termin w czerwcu 2016r. Po rozwiązaniu umowy o prace w Niemczech wystartowałam do Londynu (Luton). Ze stolicy miałam jeszcze kilka godzin na dojechanie do celu w hrabstwie Hampshire. Po kilku przesiadkach dotarłam do celu na kilka minut przed umówioną godziną. I to w strugach deszczu, jak to w UK. Na szczęście byłam przygotowana na taką aurę. W sali szkoleniowej zastałam grupę młodych kobiet, które wypełniały stosy dokumentów. Kobiety były w różnym wieku - najmłodsza ok. 30 lat (Słowaczka), najstarsza przed 60-tką (też jak ja była Polką). Dołączyłam do nich i z przerażeniem zaczęłam zapoznawać się ze stosami papierów...Przed 17.00 zawieziono nas na nocleg do małej, aczkolwiek pięknie położonej wsi.




Z biegiem szkolenia niektóre Panie zaczęły "odpadać", z różnych powodów. Niektóre same rezygnowały, a innym po prostu dziękował za współpracę pracodawca. I to nie zawsze w sposób kulturalny! Grupa zmniejszyła się do 5 osób (2 Polki, Słowaczka, Bułgarka i Ukrainka z kartą stałego pobytu w PL). Bardzo się polubiłyśmy, zaczęłyśmy sobie wzajemnie pomagać i spędzać czas wolny razem. Za dużo by tego wolnego czasu nie było, gdyby nie współpraca. Materiał był tak obszerny na szkoleniu (od 9.00 do 17.00), że ledwo miałyśmy czas na szybki lunch. Na popołudnia i wieczory przyszły pracodawca zapewnił nam zajęcia w postaci 17 tematów do opracowania w ramach e-learningu. Naturalnie wszystko kończyło się testami! Okazało się też "w praniu", że kurs trwa nie 5, a 12 dni...! Ponieważ grupa była fajna, a wszystkie babeczki miały wyższe wykształcenie, to nie dawałyśmy sobie w kaszę dmuchać. Nawet pracodawca na szkoleniu podkreślił, że jeszcze takiej grupy nie było!
Dzięki współpracy przyśpieszyłyśmy "prace domowe" i udało nam się w jedną niedzielę wybrać razem na wycieczkę do Winchester. Było cudownie. Wszystkie zaopatrzone w aparaty fotograficzne pstrykałyśmy zdjęcia. Zafascynowane miastem, wróciłyśmy późnym wieczorem do naszego hotelu i na piwko z beczki.
Nie mogę nie wspomnieć w tym miejscu, jak wyglądał nasz hotel. Bardzo stare zabudowania byłego gospodarstwa rolnego zostały przekształcone. W domu mieszkalnym znajdował się teraz Pub (cudowny zresztą!), gdzie mogłyśmy się stołować i próbować różnych piwek z beczki...A pokoje gościnne (dwuosobowe) znajdowały się w przystosowanej na te cele stajni (takiej dla koni). Pierwszego dnia po przyjeździe miałyśmy niezły ubaw :)
W czasie kursu miewałam wątpliwości (tak jak niektóre kobiety, które zrezygnowały same), czy dotrwam do końca. Ale wspaniałe koleżanki podnosiły mnie na duchu i każdego kolejnego ranka dzielnie maszerowałam na zajęcia. Po zaliczeniu kursu i odebraniu (stosu!) dyplomów i certyfikatów zaproponowano każdej z nas pracę, ale na różnych warunkach. Choć ja dostałam, zdaniem koleżanek, najlepszą umowę o pracę, nie zdecydowałam się na jej podjęcie z przeróżnych przyczyn. Jeśli kogoś ten temat zainteresuje służę wyjaśnieniami...
Udałam się natomiast w odwiedziny do koleżanki do Ily, w Cambridgeshire.